Gdańscy Leśnicy zdobyli Syberię

Przygodowe książki Romualda Koperskiego, opowieści i przekazy bezpośrednie swoich wyczynów i przeżyć syberyjskich, a także aktywność turystyczna i wola poznawania świata, stworzyły grupę gdańskich leśników (19 osób), która postanowiła osobiście dotknąć, trochę poznać i przeżyć Syberię- tą daleką, prawdziwą.

 

             Uczestnicy wyprawy

Pierwszych wrażeń ogromu przestarzeni tej części świata doznać można było podczas lotu z Moskwy do Irkucka. Z wysokości ca 10 km widać bezkres lasów poprzecinanych silnie meandrującymi wielkimi rzekami, które odkładając przez tysi,ące lat namuły, utworzyły rozległe bagna, zakola, starorzecza- idealne warunki bytowania zwierzyny i ptactwa wodnego.  

Lądowanie w Irkucku po 7 godzinach lotu, przy miłej zresztą obsłudze uroczych stewardess, rozpoczęło nasz syberyjski pobyt. Samochody już czekały, więc jedziemy nad Bajkał. Wieś Listwianka, drewniany hotel na nabrzeżu z widokiem na wodę i to wszystko co ją otacza, a widoki urzekają. Krystalicznie czysta woda (butelkowana zresztą bez ?obróbki”), odbijająca niebieskie niebo, w oddali lekko przez mgłę pasma gór z ośnieżonymi jeszcze szczytami. Pełne odprężenie zarówno z powodu pozostawienia za sobą wszystkich codziennych problemów, a także po trudach podróży, nastrajają pozytywnie i pobudzają wolę poznawania.

Wieczorem bania i kąpiel w wodach Bajkału (+ 5st C), trochę integracji, smakowanie pieczonych ryb, gitara i klika piosenek (w tym rosyjskich) i nocleg.

bajkał.jpg

Rano zwiedzanie i poznawanie uroków okolicy, rzut okiem na Bajkał z góry ?Kamień Czerskiego”, muzeum z eksponatami i historią jeziora (800 km długiego i od 30 do 80 km szerokiego przy przegłębieniu do 1800 mb), z endemicznymi rybami. Dybowski, Czerski to wkład polskich uczonych w poznawanie i opisywanie zasobów przyrody tego regionu.

Wsiadamy na statek i płyniemy do wsi ?Wielkie Koty (nie wiem dlaczego wielkie), do której nie ma drogi gruntowej, a dostępna jest latem szlakiem wodnym- zimą zaś po lodzie. Osadę założono z uwagi na odkrycie pokładów złota, obecnie kilka sztuk bydła i koni, a mieszkańcy żyją z rybołówstwa. Statek przybija do zatoki, rozkładamy namioty, ognisko, kolacja, małe ?co nieco”, widoki zachodzącego za górami słońca, ?granat wody” i to ?ach jak cudownie”. Meszki niema.

Rano powrót statkiem (już tak nie buja jak wczoraj) do Listwianki i przejazd nad Lenę. Rozbijamy namioty, ognisko, kolacja, próby złowienia wielkiej syberyjskiej ryby- bez efektu, nocleg. Obóz rozbiliśmy w ciekawym, urokliwym miejscu pod skałami czerwonego piaskowca, na których widać ślady erozji, co jest świadectwem ogromu niegdyś płynących rzek. Lena w tym miejscu ma ca 70 mb szerokości.

spływ Leną

    Spływ Leną

Rano- pakowanie, nadmuchiwanie kajaków i pontonu i ruszamy na spływ. Woda niesie sama, a wiosłowanie to omijanie płycizn i licznych wysepek, a także sterowanie. Na wodzie kontakty towarzyskie, wzajemne poczęstunki i oczywiście łowienie ryb- właściwie próby łowienia. Najweselej na pontonie. Siedmiu dzielnych ?matrosów” z Jankiem- kapitanem- dzielnie omijało przeszkody, chociaż do celu docierali jako ostatni. Janek awansował na ?admirała” po złowieniu pstrąga (całkiem okazałego), którego smakowicie- na surowo- przygotował Hubert. Każdy spróbował.

Nie awans oczywiście był powodem zazdrości dalej próbujących łowić. Spływ trwał 3 dni, a na popasach poznawaliśmy miejscowych pasterzy, opuszczone lub prawie opuszczone wsie, wchłanialiśmy syberyjskie widoki, klimat, tajgę- ocean lasu.

1 czerwca obeszliśmy też Dzień Dziecka z miejscowymi Buriatami i trochę nam zeszło.   

Po spływie całodzienna podróż do wsi Wierszyna i chociaż drogi nienajlepsze, często szutrowe i gruntowe, to widoki cały czas niezapomniane. Na Syberii przestrzeń należy pojmować inaczej. Tam jest ciągły bezkres, zarówno lasu- tajgi, stepu- pastwiska, pola, a wśród tej nieograniczonej przestrzeni, w dolinach rzek- strumieni, posadowione są drewniane chutory.

Niskie domy obudowane różnego rodzaju przybudówkami, chlewikami, stajniami i tylko Buriatom znanymi pomieszczeniami, krytymi wszechwładnym eternitem, z otoczeniem poprzewracanych płotów i śmieciami plastikowych (choć nie tylko) butelek, worków, opon, które nikomu nie przeszkadzają, dają obraz przygnebiający. Wieś rosyjska jest mocno zaniedbana i wyludniająca się. Powszechnym widokiem, potwierdzonym rozmowami, są starsi schorowani ludzie, którzy już nie mają dokąd pójść i czekają na ………

wieś Wierszyna

        wieś Wierszyna

Lepiej jest w Wierszynie- polskiej wsi syberyjskiej. Dojeżdżając do Wierszyny widać dobrze uprawiane pola obsiane zbożem, domostwa w dobrej kondycji technicznej z liczną ornamentyką. Trąci cywilizacją. Mały drewniany kościółek z naszym księdzem proboszczem, rozbudowujący się tartak o chlewnię i zakład wędliniarski, starsi mieszkańcy, ale też i dzieci mówiący ?dzień dobry” w tej bezkresnej Syberii- to miłe sercu odczucie.

Jest też Dom Polski, w którym na ścianie wisi nasze godło, rota, zdjęcie Józefa Piłsudskiego, a pani Halina z mamą i gronem koleżanek podjęła nas bardzo smaczną kolacją lekko zakrapianą płynami własnej produkcji, nalanymi na orzeszkach limby- kedru.

Wieczorne opowieści o losach ludzi, którzy znaleźli się tak daleko, nie tylko z własnej woli, budzą podziw i szacunek dla tych wszystkich, którzy wydzierając powierzchnię tajdze, założyli osadę, pola, łąki i pastwiska, w warunkach o wiele trudniejszych niż u nas. Krótki czas wegetacyjny i -52 st. C zimą to ?normalka”.

Wizyta w tartaku daje refleksję, że gospodarka leśna to głównie ekstensywne korzystanie z tajgi. Zasady wykupu obszarów leśnych pod kątem użytkowania, a  także obrót drewnem i tarcicą zawierają się w  stwierdzeniu, że ?wszyscy muszą żyć”, a tajgi starczy. Z Wierszyny odjeżdżamy z ?łezką w oku”, bo żegnamy tą mała wysepkę polskości, ale też kończy się program naszego wyjazdu.

Irkuck, zwiedzanie miasta, samolot- też miłe i urodziwe stewardessy, tajga z góry, Moskwa i znowu jesteśmy w cywilizacji, szumie samochodów i bieganinie wszystkich i wszędzie. Było pięknie, poznawczo, koleżeńsko. Warto było pojechać.

O Syberii trudno mówić i pisać. Aby odczuć jej piękno, ogrom i trudy życia, trzeba tam po prostu być.

Wyjazd zorganizował gdański oddział Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Leśnictwa i Drzewnictwa, za co serdecznie z wdzięcznością dziękuję.

W imieniu podróżników

Bronisław Szneider

Nadleśniczy Nadleśnictwa Lubichowo

 zdjęcia: Pan Marcin Naderza i Pan Romuald Koperski